Jesienny już ale wyjątkowo ciepły poranek spędzam jedząc śniadanie i
pijąc kawę na balkonie. Jest tak przyjemnie, temperatura pozwala na
krótki rękaw, delikatny wiaterek smaga buzię i lewy policzek na którym
oparło się słońce. Jest pięknie. Październik zapewnia mi zupełną
samotność przy posiłku, żadna osa nie chce się przyłączyć. Przynosząc z
pokoju laptopa spoglądam w lewo, na sąsiedni blok; okna, balkony i
chodniki... nikt się nie pojawia. Jakoś dzisiaj pusto. Właściwie już po
dziesiątej, pewnie wszyscy są w szkole lub pracy. Przenoszę wzrok
przed siebie, na drzewa ubrane na żółto w szumiące jesienne liście, na
ptaki, które nie czują jeszcze zbliżającej się zimy, na panią
odwiedzającą kogoś - zapewne - bliskiego i na znicze, choć za dnia nie
umiem rozróżnić, które z nich się palą. Znów siadam na swoim miejscu,
przy stoliku na balkonie z widokiem na cmentarz. Cmentarz z którego
nieustannie dochodzą odgłosy życia.
Jak fajnie, że w końcu coś napisałaś! (:
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zaraz będzie rocznica ostatniej notki, ej!
OdpowiedzUsuń