Pierwszy tydzień minął zapoznawczo i bez internetu, którego z resztą ani trochę mi nie brakowało. Wraz z moimi dwiema współlokatorkami, których imiona również zaczynają się na "m", zaklimatyzowałyśmy się w mieszkaniu i już pierwszego wieczoru, po kolacji poznałyśmy sąsiadkę, bo po 4 minutach ciszy nocnej przyszła nas powitać w sąsiedztwie, zbudzona śmiechem i (wcale nie głośną) muzyką. Z zaciętym wyrazem twarzy, typowym dla mohera, pokłóciła się chwilę i poszła w szlafroku, właściwie nie pamiętam jakim, ale jakimś brzydkim... Spotkałam ją jeszcze kilka dni później, w windzie, sam na sam. Nie miałam wprawdzie ze sobą żadnych niebezpiecznych narzędzi, ale sposób, w jaki powiedziałam "dzień dobry" chyba mógł wskazywać na takowe, bo pani sąsiadka, zagadała: "To pani mieszka nade mną? Od razu poznałam, taka pani ładna!", po czym przeprosiła, że zwróciła nam uwagę i potulna jak baranek odpowiedziała uśmiechem na moje późniejsze milczenie wychodząc z windy na 3 piętrze, mimo, że jechałyśmy w dół.
Majka rozwija się kulinarnie przez cały czas, aczkolwiek warto wspomnieć, że nad wagą w łazience pojawiły się na ścianie, zapisane kredką do oczu, jakieś cyferki, których wartość liczbowa z tygodnia na tydzień będzie się zmniejszać:P
Obowiązkową focię w toalecie również mam już za sobą, także rozpoczęcie roku akademickiego uważam za udane, a z uczelnią jestem zjednoczona.
Popołudniu skoczyłyśmy na rynek z oknem na świat pod ręką, w celu sprawdzenia planu zajęć. Początkowo mój harmonogram był h...armonogramowy niesamowicie, właściwie wspaniały, ale w głębi duszy wiedziałam, że zbyt piękny, by mógł być możliwy.
Wieczorem, czując się jak u siebie w rowie wypiłyśmy co nieco i zjadłyśmy paluszki słone jak sól, po czym zamiast chodzić w kąta w kąt bez sensu, bez celu, poszłyśmy w miłym towarzystwie, które nie zważa na nasze zady i wallety, trochę przy♪♪♪♪ić densa.
Po niewyspanej nocy zorientowałam się, że nie mam ze sobą divy, ale na szczęście działają pewne służby dostarczania zapodzianych telefonów do domu i o ile w tym są perfekcjonistami, to internetu bez routera, z samych kabli podłączyć nie potrafią.
Następne dni i wieczory i noce i ogólnie wszystko, mijało szybko i burzliwie. Spotkałam moją koleżankę z młodości, która aktualnie studiuje sygnety ze specjalizacją drewniane, na wydziale rozszyfrowywania szyfrów. Powspominałyśmy dawne czasy, zwalczanie zła, które rozsiewał Fidermapsien wraz z Czarną Bragzą i takie tam... Pracuje aktualnie w jakiejś agencji wywiadu, dlatego nie mogę ujawniać jej twarzy.
Potem jeszcze piłam piwo z małpą, byłam krakowską statuą wolności, śpiewałam przez sen na sennej kanapie i budziłam Majkę, która śniła o pomarańczach, czyli, jak źródła mówią, symbolu seksualnym. Co więcej, w owych marzeniach sennych pojawił się mój ukochany, więc chyba powinnam być zazdrosna...
Ponadto odkryłyśmy w sobie (nie chwaląc się) zdolności lingwistyczne i nauczyłyśmy się portugalskiego w odmianie paumargoskiej na tyle dobrze, by móc się porozumiewać między sobą i tłumaczyć przechodniom drogę do sklepu łamanym angielskim z portugalskim akcentem, szpanując przy tym nieudolnym "smacznego" po polsku, na dowód, że jest to nam obcy język.
MOje kochane warjatki:*
OdpowiedzUsuńco studiujesz?
OdpowiedzUsuńfilologia pl
OdpowiedzUsuń