Gdybym nie była nauczona ogłady i taktu, z pewnością miałabym niewyparzony język, dlatego, że niejednokrotnie walczę
ze sobą, żeby czegoś nie powiedzieć lub unikam absurdalnych żartów, bo moje
poczucie humoru bywa hmm... nierozumiane. Jednak nie głupi dowcip, który muszę
stonować jest moją największą bolączką, ale przemilczane uwagi. Czasem lepiej
czułabym się, gdybym sobie pozwoliła na kłótnię z durnym kierowcą autobusu albo
na uszczypliwość, w dodatku będącą odwetem! Ale nie, bo nie wypada, bo ktoś
jest starszy, bo nie będę się zniżać do jego poziomu. Co za nonsens. Kultura
zazwyczaj nie jest doceniana, zwłaszcza przez kogoś, kto prowokuje jej brakiem.
Jedynym skutkiem takiej sytuacji jest w moim przypadku pulsująca żyła na czole.
I czemu to służy?
By żyło mi się lepiej, wprowadzam zakaz powstrzymywania się
przed powiedzeniem tego, co chcę powiedzieć. Są granice, ale zamierzam je
rozszerzyć.
PS Zauważyłam, że im więcej dobrego dzieje się u mnie, tym
rzadziej piszę posty :O
Czasem brak odwagi usprawiedliwiamy własną ogładą. Trzeba mówić.
OdpowiedzUsuńTrzeba MYŚLEĆ. Mówienie wszystkiego, co pomyślimy to często pójście na łatwiznę... Ładne zdjęcia, ale dlaczego tylko Ty? Nie ma ludzi obok Ciebie?
OdpowiedzUsuń