piątek, 3 maja 2013

Kapitulacja?

Gdy parę miesięcy po zakończeniu mojej przygody z filologią polską pojawiłam się w bibliotece wydziałowej, natknęłam się na jedynego profesora, za którym - już wtedy - wiedziałam, że będę tęsknić przez całe życie. 
- A pani, co tutaj robi? - zapytał ze szczerym zdziwieniem.
- Oddaję książki, żeby móc odebrać dokumenty.
- Ale co się z panią stało?
- Nic złego, po prostu polonistyka chyba jednak nie jest dla mnie, więc zrezygnowałam.
- Mhmm, i co teraz?
- Trochę mniej ambitnie; kosmetologia. - rzuciłam udając, że jestem ogarniaczem i mam plan b. Gówno prawda. Wtedy wcale nie wiedziałam, co ze sobą zrobię. Wykrakałam sobie tę kosmetologię.
- Kosmetologia... Zrezygnowała pani... Ze wszystkiego w życiu będzie pani tak łatwo rezygnować?
- Obawiam się, że tak.
- Mhmm, no cóż, życzę powodzenia.
Nie pamiętam już, kto stamtąd wyszedł jako pierwszy, wiem tylko, że ta krótka rozmowa nie zakończyła się tradycyjnym pożegnaniem, ale najbardziej paskudnym, okrutnym, wstrętnym, przejmująco niepowiedzionym życzeniem powodzenia, chociaż jestem przekonana, że nie było ono takie w zamyśle. 

Ostatecznie jednak nie powiedziałam profesorowi, że gdyby był młodszy i wyznawałby zasadę, że najlepsze są związki, w których kobieta jest głupsza, to pewnie już od dłuższego czasu zostawiałabym mu na biurku listy miłosne; ani nawet, że gdyby każdy wykładowca tego uniwersytetu był taki jak on, z pewnością ukończyłabym go z tytułem doktora. Planowałam mu powiedzieć o tym (drugim) po zebraniu manatków z UP, ale niestety nie miałam czasu, żeby do niego podejść, a kiedy już możliwość przyszła sama, powiedziałam tylko, że ze wszystkiego będę rezygnować...

To było jakiś rok temu, ale często wracam myślami do tych słów. Zdecydowanie utkwiły mi w pamięci. Rezygnacja w wielu sytuacjach jest przejawem słabości.
Nie wiem natomiast, czym jest moja cecha, której otwarcie nienawidzę, a która nie pozwala mi robić czegoś, czego nie lubię. Po prostu nie umiem robić czegoś, czego nie lubię. I zawsze rzucam to w kąt. Może ratuję się w ten sposób przed depresją, a może tylko przed wybuchnięciem.
Pytanie, z jak wielu rzeczy potrafię zrezygnować, by było mi łatwiej?



10 komentarzy:

  1. jesteś przewspaniała, kocham czytać Twojego bloga. Piszesz tak mądrze, tak naturalnie. Czasem trzeba zrezygnować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałaś kiedyś nad udziałem w top model? Jesteś śliczna i masz doświadczenie w modelingu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, nie myślałam nad udziałem, ale oglądam :)

      Usuń
    2. Lepiej coś zrobić i żałować przez chwile, niz nie spróbować i żałować całe życie ze sie tego nie sprawdzilo. Weź udział będzie warto.

      Usuń
    3. Gosia ma chyba zbyt dobrze w głowie by pchać się w takie dziadostwo.

      Usuń
    4. Dlaczego od razu dziadostwo? Taki program mógłby jej otworzyć wiele nowych możliwości.

      Usuń
    5. W top model raczej szukają innej urody, no i Gosia chyba jest trochę za niska. Jednak chcę zaznaczyć, że to są plusy, bo jest o niebo ładniejsza od wszystkich "top model", ma wszystko na swoim miejscu.
      Nie pakuj się tam, szkoda czasu, lepiej jakieś foto model (bo tam akurat najczęściej trafiają piękne kobiety)

      Usuń
    6. Zdarzały się tam nawet dziewczyny ze 160 cm wzrostu a zaszły daleko. Właśnie Gosia ma wyjatkową urodę.

      Usuń
  3. Rezygnacja zawsze i wszędzie jest objawem jakiejś tam tkwiącej wewnątrz każdej czy każdego nie tyle słabości, co niechęci, uzewnętrznionym i przekazywanym otoczeniu.
    To, że często rzucasz czymś co Ci w jakiś tam sposób nie odpowiada jest rzeczą jak najbardziej naturalną, bo życie jest zbyt krótkie by przejmować się każdym niekompetentnym kretynem czy badziewiem napotkanym na swojej ścieżce. Niekiedy jednak warto przeboleć ów ciągnący się ukrop z dobrą miną do złej gry, by na końcu z uśmiechem i triumfem w duszy zakrzyknąć: "Było warto!"
    ~przechodzień

    OdpowiedzUsuń