niedziela, 28 sierpnia 2011

Opowiem Wam bajkę

Odwiedziłyśmy wczoraj z Klaudią dom rodzinny Ketraba. Tak, takie ma imię. To imię jest tak głupie, jak Pozc gruby. On w sumie też głupio się nazywa. Ale wróćmy do domu, w którym wychował się Ketrab, w Zadupowie. Tam właśnie spędził najmłodsze lata życia. Chodził do lasu nieopodal chałupy i rąbał drewno, by później móc z niego zrobić krzesła i stoliki, a na opał zużywał resztki drwa z wytworzonych własnoręcznie mebli.

Mimo biedy i ubóstwa, dzieciństwo Ketraba było błogie i beztroskie. Podczas, gdy jego rodzice w pocie czoła harowali na mąkę, on siedząc w swoim małym, ciasnym, ciemnym, wilgotnym pokoiku szył firany, pościel, a także welon dla swojej matki, która będąc już dawno po ślubie, układała go na stół tak, aby posłużył za obrus. A gdy rodzice zarobili już trochę grosza, Ketrab uradowany dostawał od ojca złotówkę i biegł w podskokach kupić mąkę, z której przez kilka nocy wypiekał bochny chleba.

I tak żył swawolnie razem ze swoją rodzinką w uroczej chatynce.

Ketrab stojąc z reklamówką w ganku nie zauważył jak łza spływa mu po policzku.

Każde pomieszczenie tego domu przywołuje wspomnienia. Spaliśmy w pokoju, gdzie nad łóżkiem, w centralnym miejscu widnieje portret rodzinny, a przy oknie wisi obraz namalowany przez Ketraba, za czasów, gdy był jeszcze dzieckiem. Dzieło to jest o tyle wyjątkowe, że było malowane w ramie, na ścianie. Ketrab siedział wtedy godzinami na drabinie i pędzlował swój autoportret na tle pejzażu gór. Ostatecznie zamiast jego głowy wyszedł tylko wielki biały kamień, ale obraz chwalony jest przez wielu koneserów sztuki przewijających się w tamtym pomieszczeniu podczas wernisażu, pojawiającego się cyklicznie w każdą porę roku. Na codzień jednak pokój ten służy za kościół i pachnie jak roraty.


Przyjaciele domu to między innymi Imot ze złamanym kręgosłupem, którego żadna kariera nie czeka i który mówi przez sen oraz Pozc, który ma skarpetki oznaczone "P" i "L", a i tak nosi je na odwrót, ale za to otwarte ma wrota do sławy, dzięki możliwości zagrania wału przeciwpowodziowego. Obaj dbają o czystość budynku, wyrzucając zbędne rzeczy na podwórze.

W tym domu właściwie każdy przedmiot wykonany jest ręcznie, przez Ketraba. I z każdym wiąże się historia. W końcu tutaj Ketrab pierwszy raz umył ręce i pierwszy raz miał z ręką. Co więcej tutaj przyszedł na świat, dzięki pomocy zaznajomionego weterynarza od krów.

Las leżący w sąsiedztwie gospodarstwa obfity jest w swe owoce, toteż specjalnością tamtejszej kuchni jest huba z nadzieniem borowikowym w panierce z kani w sosie grzybowym z pieczarkami.

Tym kulinarnym akcentem kończę wywód bo rozwinął się maksymalnie a jest tak bez sensu jak Pozc jest gruby, ale ja mimo trzeźwości nie jestem już dzisiaj w stanie napisać niczego normalnego, może dlatego, że nie spałam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz