Wczoraj zaczęłam przygotowywać się do matury. I... moi drodzy, kochani uczniowie! Jeżeli czyta to teraz ktoś z młodszego rocznika - weźcie sobie do serca to, co pisze starsza koleżanka. Gadanie "czy nauczę się WOSu w trzy miesiące? czy nauczę się w miesiąc?" - sratatata. I tak wiadomo, że nie będziecie tego robić, tylko rozmyślać. Ogarniecie w tydzień. Ale dzień po dniu, tydzień nauki. I to jest moja recepta - tydzień na każdy przedmiot. Nie wiem, czy sprawdza się u wszystkich, ale u mnie działałaby idealnie, gdybym ją zastosowała. A tak?.. Jestem tylko zła, że późno zaczęłam i zamiast skupiać się na czytaniu - co chwile rozprasza mnie cudowna idea planowania, czego, w jaki dzień będę się uczyć i oczywiście myśl, że na pewno nie zdążę! Teraz piszę post na blogu od 4 minut, od głupich 4 minut, 4 minut, które są niczym na tle 14 godzin dnia, to zaledwie 1/210 czasu, który mogę poświęcić na naukę, a itak mam poczucie, że właśnie w tym momencie powinnam ratować swoją maturę, zamiast o niej pisać. Nie chcę roić z bloga magazynu dla licealistów a z siebie wujka dobra rada, ale macie ode mnie w pigułce relację z przygotowan do egzaminu dojrzalosci:) Ja się wygadałam, Wy może coś zapamiętacie.
Tegorocznym maturzystom słoników z trąbką do góry życzę, zdamy wszyscy zajebiście!!!!!!:)
a niedługo beztroskie wakacje ♥♥♥
hm, tak jakbym siebie słyszała :)
OdpowiedzUsuń(doceń cenną minutę na komentarz:D) Ale! Za dwa tygodnie już będzie po wszystkim i ... zajebiste wakacje! <3<3
Eeee tam, mamy czas... Całe życie można zdawać. ;)
OdpowiedzUsuńhaha mamy 5 lat na poprawianie maturki, więc lajtowo :D
OdpowiedzUsuńomg czemu tylko 5? nie mozna już potem?!:(
OdpowiedzUsuńjeszcze tylko najsuperowsze xD
OdpowiedzUsuń